Czerwony balon znalazł się w koszu. Nie bardzo pamiętał, jak. Jeszcze chwilę wcześniej czuł się pełen powietrza i wiary w to, że świat jest piękny. Czuł wstążkę, dzięki której mógł cieszyć się w pełni okrągłym kształtem i nie bał się, że to straci. Słyszał śmiechy dzieci, zderzał się z innymi balonami, wszystko dookoła było kolorowe. To szczęście trwało kilka godzin. Teraz czuł się dziwnie, w szarym, ciasnym i śmierdzącym koszu. Gdzieś daleko nadal było słychać zabawę.
Nagle zobaczył w dali, wysoko, niebieski balon. Widocznie uciekł i podążał teraz ku nieznanemu, ku chmurom. Czerwony balon zaczął marzyć. A gdyby tak udało mu się wydostać z tego uwięzienia? Mógłby poszybować tam, skąd balony nie wracają. Nikt o tym nie mówił, żaden nie wrócił. Musi być tam pięknie, w niebie.
Gdy tak marzył, wciśnięty w kosz na śmieci, nagle ktoś przechodząc obok go przekłuł.