o króliku

Było wspaniale.
Był młody, puszysty, z różowym noskiem.
Dziecko go pokochało od razu!
 
Wcześniej przez chwilę mieszkał w takiej szklanej klatce.
Nie było tam przyjemnie. Miał kolegów i nie wszyscy byli mili.
Jedzonko też było kiepskie. W szybę pukali jacyś ludzie, widział ich ogromne głowy. Bał się czasami.
 
Aż pewnego dnia jedna z tych wielkich ludzkich twarzy przyglądała mu się dłużej niż inne. Po chwili poczuł, że jest wyjmowany z klatki i pakowany do jakiegoś pudełeczka. Znowu się bał, strasznie nim rzucało w tym pojemniczku. Chyba gdzieś go przenoszono. Trząsł się.
Czekał, co będzie dalej i… nagle poczuł na futerku promienie słońca.
I delikatny, ciepły dotyk jakiejś małej rączki!
Zobaczył małą, różową twarz człowieka, uśmiechającą się…
 
Od tego momentu wszystko było cudownie.
Był karmiony, głaskany, przytulany.
Był kochany.
Dowiedział się też, że są święta i małe, puszyste króliczki to wspaniały prezent z takiej okazji.
Cieszył się!
Było wspaniale!
 
Minął tydzień.
Święta się skończyły.
Dziecko się znudziło.
Rodzicom się nie chciało sprzątać po króliku, ani nim zajmować.
Sierść była wszędzie!
Wyrzucili go do kosza.
Przestraszonego królika zagryzł bezdomny pies, szukający jedzenia w śmietniku.

o bombce

Miała niecałe 15 lat. Od zawsze w tej rodzinie.
Od zawsze na sztucznej choince. Wisiała, świeciła.
Z czasem coraz mniej, ale nikomu to nie przeszkadzało.
Przynajmniej do tych świąt.

Wszystko się zmieniło.
Dzieci zawsze chciały ubierać choinkę jak najwcześniej.
Co prawda, z każdym rokiem trochę mniej chętnie, ale jednak.
To była zabawa. Dużo śmiechu.
Czekanie na Mikołaja. Prezenty.
Szczęście.

A teraz?
Nie ma dzieci, dorosły.
Nie ma zabawy. Nie ma uśmiechów.
Nikt nie czeka na Mikołaja.
Właściwie, po co ubierać choinkę?

W końcu, w dniu Wigilii, babcia wyjęła pudełko z bombkami.
Sztuczna choinka stała krzywo.
W domu było pusto, wszyscy jeszcze w pracy. Może dojadą na kolację.
Może.
Babcia wyjmowała bombki, jedna za drugą.
Nie miała już tak sprawnej ręki, jak kiedyś. Jedna jej się wyślizgnęła.
Spadła, rozbiła się.

Łza kręci się w oku.
Zbita bombka została wyrzucona do śmieci.
Takie święta.

o choince

Młoda choinka wyglądała w lesie pięknie. Była zielona i zdrowa, zapowiadała się na piękne i dorodne drzewo. Ale pewnego dnia przyszedł drwal i zabrał ją z lasu.

Odcięta od korzeni, nie czuła się dobrze. Najpierw jechała w zatłoczonej ciężarówce. Później kilka długich dni była oglądana, dotykana i oceniana na bazarze przez kupujących. Opinie były surowe: „Krzywa chyba”, „Za mało igieł”, „Mogłaby być wyższa”. Mała choinka z każdym dniem smutniała coraz bardziej.

W końcu jednak trafiła na miłą rodzinę, której się podobała. Została kupiona i zabrana do domu, w którym było ciepło i przytulnie. Dzieci ubrały ją w bombki i światełka. Choinka miała się coraz lepiej, bezpiecznie i dobrze. Podobało jej się w tym domu bardzo. Miała ozdoby, dużo uwagi, głaskania i czuła się ładna. Chciała tam zostać na zawsze i duża urosnąć.

Aż któregoś dnia święta się skończyły. Z gałęzi zabrano jej ozdoby i światełka. Igły zaczęły spadać. I któregoś dnia mała choinka została wyniesiona z domu. Wciśnięta do worka na śmieci, wylądowała na śmietniku. Z połamanymi gałązkami, smutna i opuszczona. Stała tam chwilę, aż uschła do końca. Nie widziała już śmieciarki, która wywiozła ją na wysypisko.